Zdała sobie z tego sprawę nagle. Odkładała właśnie opalcowaną szklankę do zlewu. Szkło szklanki dźwięcznie spotkało się z ceramiką zlewu, a w jej głowie pojawiła się myśl.
– uwielbiam to krzątanie się – pomyślała z rozczuleniem.
Odkładanie kubków do zmywarki i szklanek do zlewu. Składanie koców z kanapy po wieczornym otulaniu. Układanie poduszek na kanapie by następnego dnia mogła wygodnie usiąść, a nie przedzierać się przez krajobraz niczym po bitwie na poduchy. Podkładki pod kubki układała w stosik, by nie zajmowały całego stolika. Zabawki Synka lądowały w jednym miejscu, jego książeczki w innym. Kotkom dolewała wody i dosypywała jedzenia. Ręcznik do rąk w łazience wieszała na suszarce. I na koniec przekręcała klucz w drzwiach z intencją “mój Dom, mój azyl”.
Dla kogoś patrzącego z boku mogłoby to być zwykłe sprzątanie. Dla niej jednak był to rytuał wieńczący dzień. Zanim odda się rytuałom wieczornym, kończy dzień k r z ą t a n i e m s i ę.
– to taka moja mała medytacja – uśmiechnęła się do siebie.
Wiedziała, że wieczorne krzątanie się jest krokiem to miłego poranka następnego dnia. Wiedziała, że to taka chwila dla niej. Chwila wdzięczności za Dom, za Domowników, za to, że może z troską opiekować się ich miejscem na Ziemi.
Była wdzięczna za to, że może poruszać się tymi utartymi ścieżkami codzienności ♥